TriCity Trail

Trójmiejski Park Krajobrazowy, 09.07.2022

Aktualności

Rozwiązanie konkursu TriCity Trail z Suunto

Dziękujemy wszystkim ultrasom, którzy zechcieli podzielić się z nami swoimi wrażeniami z pierwszej edycji TriCity Trail. Wybór nie był łatwy! Za najciekawszą uznaliśmy relację Remigiusza Mikruta i to On dostanie od nas zegarek Suunto Ambit3 Run! 

Autor: Remigiusz Mikrut

TriCity Trail. A cóż to takiego?

Wygląda ciekawie! Opowiem kolegom!

Kolegów dwóch urzekł mój pomysł szalony,

wolne też dostałem od kochanej żony!

Wnet już zapisani byliśmy we trójkę,

cena nie wysoka, jak na taką półkę.

Pięćdziesiąt mil ponad po parku pobiegać,

to frajda ogromna, nie ma na co czekać!

Biegło się już wcześniej i krótsze i dłuższe,

lecz góry nad morzem? Tego nie przepuszczę!

Jedziemy więc razem na nocleg w sobotę,

każdy na treningach zrobił swą robotę.

Gadamy po drodze, jak to jutro będzie,

czy sił nam wystarczy? Czy sukces to będzie?

Czy może porażka? Choć w to nikt nie wierzy!

Czy "dziadki" pokażą klasę wśród młodzieży?

Tak sobie gadamy i droga nam mija,

to już osiemnasta "na osi" wybiła.

Wbijamy do szkoły, pakiety bierzemy.

Spanie rozkładamy, coś tam sobie jemy...

Przed nami odprawa, z uwagą słuchamy,

gdy Piotrek Bętkowski roztacza przed nami,

opowieści o tym, co już na nas czeka:

tu gdzieś będzie podbieg, tutaj mała rzeka,

tutaj autostrada, lecz ją ominiecie,

przez parki, przez lasy, do mety dotrzecie!

Po odprawie drzemka, mało tego było....

chrapało niewielu, więc było dość miło.

O drugiej pobudka, prysznic i śniadanie,

każdy szybko wkłada, biegowe ubranie.

Stoi już autobus, w nim sami twardziele,

są też i twardzielki, choć ich jest niewiele.

Dziewczyny te jednak szacunek wzbudzają,

że na takich biegach sobie radę dają.

To "baby z jajami"! Wiemy o tym wszyscy,

laski z charakterem! Ich poziom - najwyższy!

Jedziemy w milczeniu, każdy chwilę drzemie,

lecz tętno już wzrasta... czuć już biegu chemię!

Chwileczkę czekamy, lecz start już niebawem,

za chwilę zaczniemy wspaniałą zabawę!

Komenda: LECIMY! I poszli! Do lasu!

Strzału dziś zabrakło - nie trzeba hałasu.

Wrzask będzie na mecie, gdy tam dolecimy,

w to nikt tu nie wątpi. Nie, że w to wierzymy...

my wiem tu wszyscy, że radę dziś damy

meta będzie nasza lub w lesie skonamy!

Biegniemy ostrożnie, nie forsując tempa,

trawa nie jest mokra, pogoda przepiękna.

Wtem nagle! Co teraz? Dlaczego stoimy?

Już drugi kilometr a my tu błądzimy?

Taśmy w jedną stronę, zegarki zaś w drugą,

nam drogę wskazują i koncepcję burzą!

Jedna zgraja prosto, dżipiesom ufa,

my patrzymy w taśmy, czując biegu ducha.

Po paru minutach, wszystko było jasne,

rację miała większość… Niech to piorun trzaśnie!

Zostaliśmy sami, daleko za nimi,

decyzja jest jedna. Co robić? Gonimy!

Byliśmy ostatni, lecz dla nas to pestka,

wszak dystans na dzisiaj, to nie jest dwudziestka.

Biegniemy więc z Marcinem, ze Świecia kolegą,

już po pół godzinie mijamy pierwszego,

rywali już wielu widzimy w zasięgu,

to nas dopinguje do większego pędu.

Na pierwszym pomiarze jesteśmy w czterdziestce,

wierzyć nam się nie chce, lecz cieszy to wielce.

Bieg długi przed nami więc tempo zwalniamy,

a pomimo tego ciągle wyprzedzamy.

Żadni z nas mocarze, ale fakt jest faktem,

biegnie nam się fajnie, choć i boli czasem.

Na punktach słodycze, woda, izotonik,

każdy się posila, popija co woli.

Jest na punktach cola! Tego było trzeba,

z plecaków bułeczki już lądują w trzewiach.

Popite zaś colą, trawią się wybornie,

szyneczka i serek sił dodadzą godnie!

Już południe. W biegu. Tak dzień cały mija,

rywali na trasie już się nie wymija.

Przed nami niewielu, taka jest nadzieja,

niektórzy się pewnie też zgubili w kniejach.

Drogę się zdarzyło też zmylić czasami,

lecz biegnie nas zgraja, wiec się wspomagamy.

Grupa nam topnieje z upływem dystansu,

już tylko nas dwójka biegnie wśród tych lasów.

Już bufet ostatni, liczymy, pijemy,

dziesięć godzin, lub mniej tutaj osiągniemy.

Ostatni odcinek to już "bułka z masłem",

płasko lub też z górki, żadnym nam balastem!

Lecz co to ? Jest problem w tej naszej ekipie!

Kolega przystaje. Patrzę: ledwo zipie ;)

To wszystko przez kolkę - żołądek go boli,

Mówi - leć już przodem - mnie nikt nie dogoni!

Próbuję zachęcać, zwalniam tempo biegu,

to nic nie pomaga... więc lecę do celu.

Nie ma co go męczyć, gdy lekko chce zwolnić,

przewaga jest wielka a nikt nas nie goni.

Już blisko do mety, już słychać muzykę,

już biegnę na luzie... wtem - rywala widzę!

Jest tuż, tuż przede mną, metrów może dwieście!

wciskam pedał gazu, lecz silnik "nie niesie".

Metrów gdzieś z trzydzieści, tyle mi zabrakło,

by go móc wyprzedzić, gonić było warto,

lecz dystansu zbrakło no i sił troszeczkę,

ja dwudziesty drugi jestem tu na mecie!

Za chwilę jest Marcin, wspólnie się cieszymy,

medale na szyi z radością widzimy!

Teraz trzeba dostać się tylko do szkoły,

łatwe to nie było, bo to kawał drogi....

Lecz co to za dystans? Dla nas, dla ultrasów?

rzejść tylko przez miasto, żadnych borów... lasów...

Pod prysznic, gdzie woda nawet była ciepła,

zmyty pot i kurz, z trójmiejskiego piekła.

Nogi, ręce, plecy - wszystko obolałe,

lecz co najważniejsze - paznokcie nóg - całe!

Na plecach obtarcia, to plecaka efekt,

wszystko to przeminie, toż to mały defekt.

Bieg pięknie skończony! To jest najważniejsze!

Było co podziwiać bo parki tutejsze....

choć to nie Bieszczady, to urodą swoją,

śmiało dorównują tym dzikim ostojom.

Czy za rok tu wrócę ? Nie ma wątpliwości!

A dla nóg bolących nie będzie litości!

Namówię znajomych biegaczy do startu,

choć w bieganiu ultra to już nie ma żartów!

Po starcie w tym roku mnie duma rozpiera,

bo zadowolony, jestem jak cholera!

Na zdjęciu Remigiusz Mikrut (po prawej) i wspominany w relacji Marcin Kuchta.

Partnerzy
Partnerzy instytucjonalni
Patroni medialni